Autor: Tomasz Żakieta
Opublikowano: 14.01.13 (23.38)
Opublikowano: 14.01.13 (23.38)
FC Barcelona i Real Madryt
Dwa wielkie piłkarskie kluby, dwie wielkie historie klubów, wielcy piłkarze, wspaniałe nagrody i zdobywane tytuły. Patrząc na osiągnięcia obu zespołów, nietrudno stwierdzić, że to jedne z najlepszych zespołów naszego globu. Marki teamów są tak znane, doceniane i zauważalne, że trudno byłoby wskazać człowieka, który nigdy nie słyszałby o jednym z nich. Sukcesy marketingowe zespołów porównywalne są do tych piłkarskich. Koszulki z idolami rozchodzą się jak świeże bułeczki, nie tylko w Europie czy Ameryce, ale także w najdalszych zakątkach świata. Coroczne wizyty w Azji, na Dalekim Wschodzie, czy też w Stanach Zjednoczonych są wielkimi spektaklami, za które trzeba słono zapłacić, choć nie zawsze w meczach sparingowych pojawiają się na boisku największe gwiazdy. Niebotyczne kontrakty reklamowe proponowane za wykorzystanie wizerunku piłkarza, czynią z nich jednych z najbogatszych po golfistach i tenisistach sportowców świata. Kwota odstępnego za Messiego czy Ronaldo wpisana w klauzulę dochodzi bagatela do 200 mln. euro. O dziwo nie brakuje chętnych na wyłożenie tak bajońskiej sumy, głównie w świecie szejków czy azjatyckich biznesmenów. Wszystko to składa się na otoczkę towarzyszącą grze.
I choć oba kluby zawsze rywalizowały ze sobą niemal łeb w łeb do ostatnich kolejek sezonu, to w tym roku sprawa mistrzostwa jest już raczej kwestią zamkniętą. Bo jak inaczej odnieść się do 18 punktów przewagi, jakie ma FC Barcelona nad Realem Madryt, już po 19 kolejkach. Wczorajsze zwycięstwo na wyjeździe z Malagą, było dla Barcelony 18 zwycięstwem w tym sezonie. Na możliwych 57 punktów, aż 55 padło łupem Blaugrany. Tym samym został pobity rekord ligi z sezonu 2010/2011, również należący do katalońskiej drużyny. Wtedy jeszcze trenerem był Pep Guardiola, a zespół zdobył na półmetku 52 punkty. Obecny zespół, którym dowodzi asystent Pepa Tito Villanova zdobył już 64 bramki, z czego aż 36 na wyjeździe. Statystyki mówią tutaj same za siebie.
W momencie, gdy Barcelona bije kolejne rekordy, po drugiej stronie bieguna znajduje się pogrążony w kryzysie Real Madryt. Ostatni mecz z Osasuną Pampeluna był smutnym widowiskiem zwłaszcza dla zagorzałych fanów Realu, nie przyzwyczajonych do tak biernej postawy swojej drużyny. Powołuje się przy tym na słowa jednego z adminów oficjalnego portalu Realu Madryt w Polsce www.realmadrid.pl, który po meczu zamieścił wpis, takiej oto treści "To był jeden z najsłabszych meczów Realu w ostatnich... latach. To była jakaś totalna masakra. Real sięgnął dna. To już nie jest krok w tył. To są dwa - trzy kroki do tyłu. W tym zespole na dzień dzisiejszy jest tylko Ronaldo a później długo, długo nikt. Jeśli ktokolwiek myśli o sprzedaży tego piłkarza nie ma chyba mózgu... nie łudźmy się, że z taką grą wygramy cokolwiek w tym sezonie. Klub znalazł się w głębokim kryzysie i coś z tym trzeba zrobić.". Po takiej wypowiedzi, nie można chyba sądzić że w Madrycie dzieje się dobrze.
A przyczyn kryzysu można podać wiele... zaczynając chociażby od trenera Jose Mourinho. Ostatnimi czasy wydaje się, że nie ma już fana Realu, który powiedziałby dobre zdanie na temat Portugalczyka. Oliwę do ognia dolał fakt posadzenia na ławce Ikera Casillasa w dwóch ważnych meczach. Zastąpił go Antonio Adan, 25- letni rezerwowy drużyny z Madrytu, który owszem pojawiał się na boisku, ale tylko w mniej ważnych meczach. Przeciwko Maladze wpuścił 3 bramki, a Real przegrał mecz. W kolejnym meczu, przeciwko Sociedad już na początku złapał czerwoną kartkę, jednak to spotkanie dzięki Cristiano Ronaldo Real wygrał 4-3. Jego absencja w meczu z Osasuną, a do tego zawieszenie Sergio Ramosa na 5 spotkań i kontuzje Marcelo i Pepe, ukazały bezradność Królewskich. Real choć grał przeciwko ostatniemu zespołowi La Liga, to nie potrafił stworzyć sobie dogodnej sytuacji bramkowej. To gospodarze z Pampeluny dyktowali tempo meczu, a Królewscy byli wyjątkowo bezradni. Momentami wyglądało to tak jakby mistrzowie Hiszpanii, uciekali spod rogów rozpędzonych ulicami byków. Najdobitniej świadczy o tym to, iż pierwszy celny strzał Real oddał dopiero w 88 minucie!!! Strata tym samym zwiększyła się nie tylko do Barcelony, ale i do rywala zza miedzy Atletico, wynosi teraz odpowiednio 18 i 7 punktów.
Brak kluczowych zawodników, nie był chyba jedynym powodem słabej gry Królewskich. Coraz częściej słyszy się też z kuluarów o rosnących antagonizmach między samymi zawodnikami. Według niektórych źródeł Real podzielony jest między sobą na zwolenników Mourinho i jego przeciwników. To jednak nie jedyne podziały w szatni mistrza. Podobno utworzone zostały też grupy z zawodników z jednego państwa, i tak Hiszpanie, czyli Casillas, Ramos, Arbeloa, Alonso, Albiol, Callejon i Adan trzymają się ze sobą. Kolejną grupę tworzą Niemcy (Ozil i Khedira) i Portugalczycy skupieni wokół lidera zespołu Ronaldo i trenera Mourinho (Coentrao, Pepe, Carvalho).
Jeśli podziały te są prawdą, logiczne staje się, że na boisku brakuje często zrozumienia. Mourinho staje teraz przed trudnym zadaniem podniesienia z kolan Realu w niecały miesiąc, do pierwszych pojedynków z Manchesterem United w Lidze Mistrzów. Czy mu się to uda? Ciężko jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, z pewnością zadanie do łatwych nie należy. Ale Mourinho już nie raz udowadniał, że potrafi mobilizować drużynę do ważnych spotkań. Sam pewnie też jest zmotywowany, gdyż pozostaje pod bacznym okiem prezesa Realu Sergio Pereza, któremu powoli też kończą się chyba nerwy.
I choć oba kluby zawsze rywalizowały ze sobą niemal łeb w łeb do ostatnich kolejek sezonu, to w tym roku sprawa mistrzostwa jest już raczej kwestią zamkniętą. Bo jak inaczej odnieść się do 18 punktów przewagi, jakie ma FC Barcelona nad Realem Madryt, już po 19 kolejkach. Wczorajsze zwycięstwo na wyjeździe z Malagą, było dla Barcelony 18 zwycięstwem w tym sezonie. Na możliwych 57 punktów, aż 55 padło łupem Blaugrany. Tym samym został pobity rekord ligi z sezonu 2010/2011, również należący do katalońskiej drużyny. Wtedy jeszcze trenerem był Pep Guardiola, a zespół zdobył na półmetku 52 punkty. Obecny zespół, którym dowodzi asystent Pepa Tito Villanova zdobył już 64 bramki, z czego aż 36 na wyjeździe. Statystyki mówią tutaj same za siebie.
W momencie, gdy Barcelona bije kolejne rekordy, po drugiej stronie bieguna znajduje się pogrążony w kryzysie Real Madryt. Ostatni mecz z Osasuną Pampeluna był smutnym widowiskiem zwłaszcza dla zagorzałych fanów Realu, nie przyzwyczajonych do tak biernej postawy swojej drużyny. Powołuje się przy tym na słowa jednego z adminów oficjalnego portalu Realu Madryt w Polsce www.realmadrid.pl, który po meczu zamieścił wpis, takiej oto treści "To był jeden z najsłabszych meczów Realu w ostatnich... latach. To była jakaś totalna masakra. Real sięgnął dna. To już nie jest krok w tył. To są dwa - trzy kroki do tyłu. W tym zespole na dzień dzisiejszy jest tylko Ronaldo a później długo, długo nikt. Jeśli ktokolwiek myśli o sprzedaży tego piłkarza nie ma chyba mózgu... nie łudźmy się, że z taką grą wygramy cokolwiek w tym sezonie. Klub znalazł się w głębokim kryzysie i coś z tym trzeba zrobić.". Po takiej wypowiedzi, nie można chyba sądzić że w Madrycie dzieje się dobrze.
A przyczyn kryzysu można podać wiele... zaczynając chociażby od trenera Jose Mourinho. Ostatnimi czasy wydaje się, że nie ma już fana Realu, który powiedziałby dobre zdanie na temat Portugalczyka. Oliwę do ognia dolał fakt posadzenia na ławce Ikera Casillasa w dwóch ważnych meczach. Zastąpił go Antonio Adan, 25- letni rezerwowy drużyny z Madrytu, który owszem pojawiał się na boisku, ale tylko w mniej ważnych meczach. Przeciwko Maladze wpuścił 3 bramki, a Real przegrał mecz. W kolejnym meczu, przeciwko Sociedad już na początku złapał czerwoną kartkę, jednak to spotkanie dzięki Cristiano Ronaldo Real wygrał 4-3. Jego absencja w meczu z Osasuną, a do tego zawieszenie Sergio Ramosa na 5 spotkań i kontuzje Marcelo i Pepe, ukazały bezradność Królewskich. Real choć grał przeciwko ostatniemu zespołowi La Liga, to nie potrafił stworzyć sobie dogodnej sytuacji bramkowej. To gospodarze z Pampeluny dyktowali tempo meczu, a Królewscy byli wyjątkowo bezradni. Momentami wyglądało to tak jakby mistrzowie Hiszpanii, uciekali spod rogów rozpędzonych ulicami byków. Najdobitniej świadczy o tym to, iż pierwszy celny strzał Real oddał dopiero w 88 minucie!!! Strata tym samym zwiększyła się nie tylko do Barcelony, ale i do rywala zza miedzy Atletico, wynosi teraz odpowiednio 18 i 7 punktów.
Brak kluczowych zawodników, nie był chyba jedynym powodem słabej gry Królewskich. Coraz częściej słyszy się też z kuluarów o rosnących antagonizmach między samymi zawodnikami. Według niektórych źródeł Real podzielony jest między sobą na zwolenników Mourinho i jego przeciwników. To jednak nie jedyne podziały w szatni mistrza. Podobno utworzone zostały też grupy z zawodników z jednego państwa, i tak Hiszpanie, czyli Casillas, Ramos, Arbeloa, Alonso, Albiol, Callejon i Adan trzymają się ze sobą. Kolejną grupę tworzą Niemcy (Ozil i Khedira) i Portugalczycy skupieni wokół lidera zespołu Ronaldo i trenera Mourinho (Coentrao, Pepe, Carvalho).
Jeśli podziały te są prawdą, logiczne staje się, że na boisku brakuje często zrozumienia. Mourinho staje teraz przed trudnym zadaniem podniesienia z kolan Realu w niecały miesiąc, do pierwszych pojedynków z Manchesterem United w Lidze Mistrzów. Czy mu się to uda? Ciężko jest jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, z pewnością zadanie do łatwych nie należy. Ale Mourinho już nie raz udowadniał, że potrafi mobilizować drużynę do ważnych spotkań. Sam pewnie też jest zmotywowany, gdyż pozostaje pod bacznym okiem prezesa Realu Sergio Pereza, któremu powoli też kończą się chyba nerwy.