Lucjan Brychczy
Lucjan Antoni Brychczy- urodzony w Nowym Bytomiu na Śląsku 13 czerwca 1934 roku. Ikona i żywa legenda warszawskiej Legii, były piłkarz reprezentacji Polski i jej kapitan. Strzelec 182 bramek w polskiej ekstraklasie, dalej czynnie zaangażowany w pracę Legii Warszawa. Trzykrotny król strzelców, uczestnik reprezentacji olimpijskiej.
Filigranowy napastnik ze Śląska (tylko 166 cm wzrostu!), pomimo kiepskich warunków fizycznych zawsze nadrabiał duchem i wewnętrznym zaangażowaniem. Obdarzony niesamowitym instynktem strzeleckim, mówiąc żargonem futbolwym "piłka zawsze go szukała".
Karierę rozpoczynał jeszcze w rodzinnym mieście Nowym Bytomiu, grając dla miejscowej Pogoni. Później przeniósł się do Gliwic, gdzie reprezentował barwy Łabęd i Piasta. Od 1954 roku grał w Legii przez kolejnych 19 sezonów, będąc jej główną siłą napędową i ojcem sukcesów. Przyjazd do Warszawy dla rodzimego Ślązaka wiązał się z służbą wojskową (mało kto wie, że Brychczy jest podpułkownikiem Wojska Polskiego). Szybko jednak się okazało, że poczuł się w Warszawie jak ryba w wodzie, zostając tu na kolejne 50 lat.
Niewiele brakowało, a Brychczy w ogóle nie zostałby piłkarzem...a bokserem. Trenował jeszcze w czasach Gliwic, jednak gdy dowiedział się o tym ojciec zakazał mu dalszych treningów. Ostatecznie zagrał jednak dla Legii zdobywając z nią 4 tytuły Mistrza Polski (1955, 1956, 1969, 1970) oraz 4 Puchary Polski (1955, 1956, 1964, 1966) oraz 3- krotnie będąc królem strzelców polskiej ligi (1957, 1964, 1965). W 1970 roku osiągnął nawet z Legią półfinał Pucharu Mistrzów Krajowych.
Do dzisiaj jest także najstarszym graczem, który zakończył grę w Legii oraz najstarszym zdobywcą bramki dla Legii w ekstraklasie.
W najlepszym okresie gry dla Legii grał m.in. z Ernestem Polem, liderem klubu 100, zawodników z największą ilością bramek w ekstraklasie. W mistrzowskim sezonie 1955 dla Legii Brychczy strzelił 13 bramek, a Pol 12. Ogólnie dla Legii Brychczy w 452 meczach zdobył 227 bramek.
Brychczy grał także w reprezentacji od 1954 roku, od spotkania z Bułgarią. Później został m.in kapitanem polskiego zespołu na Olimpiadę w Rzymie, tam co prawda nic nie ugraliśmy, ale Brychczy był wyróżniającym się zawodnikiem. Ogółem wystąpił w kadrze 58 razy zdobywając w niej 18 goli.
Interesowały się nim w latach 60 największe kluby świata, z Realem Madryt i Milanem na czele. Aż strach pomyśleć co stałoby się gdyby Brychczy nie był zawodowym oficerem i dostał zielone światło od Legii na transfer zagraniczny. Poprzez to talent Brychczego nigdy tak naprawdę na skalę światową dostrzeżony nie został.
Po zakończeniu kariery piłkarskiej Brychczy został w sztabie szkoleniowym Wojskowych. Od 1972 roku był nawet pierwszym trenerem, a rok później sięgnął z Legią po Puchar Polski. Obecnie Brychczy jest stałym członkiem PZPN-u oraz honorowym trenerem Legii, pomaga wiernie zawsze trenerom Legii, na 77 urodziny Legia sprawiła mu prezent zdobywając pod wodzą Jacka Zielińskiego Puchar Polski.
Mówi o sobie, że jest normalnym człowiekiem, nie chodzi na zakupy z żoną bo go to nudzi, ale sam chętnie wychodzi porozmawiać ze znajomymi, albo zwiedzić ulubione miejsca w Warszawie (m.in. Łazienki). Jest uwielbiany przez kibiców Legii, był i będzie dla nich żywą legendą.
Filigranowy napastnik ze Śląska (tylko 166 cm wzrostu!), pomimo kiepskich warunków fizycznych zawsze nadrabiał duchem i wewnętrznym zaangażowaniem. Obdarzony niesamowitym instynktem strzeleckim, mówiąc żargonem futbolwym "piłka zawsze go szukała".
Karierę rozpoczynał jeszcze w rodzinnym mieście Nowym Bytomiu, grając dla miejscowej Pogoni. Później przeniósł się do Gliwic, gdzie reprezentował barwy Łabęd i Piasta. Od 1954 roku grał w Legii przez kolejnych 19 sezonów, będąc jej główną siłą napędową i ojcem sukcesów. Przyjazd do Warszawy dla rodzimego Ślązaka wiązał się z służbą wojskową (mało kto wie, że Brychczy jest podpułkownikiem Wojska Polskiego). Szybko jednak się okazało, że poczuł się w Warszawie jak ryba w wodzie, zostając tu na kolejne 50 lat.
Niewiele brakowało, a Brychczy w ogóle nie zostałby piłkarzem...a bokserem. Trenował jeszcze w czasach Gliwic, jednak gdy dowiedział się o tym ojciec zakazał mu dalszych treningów. Ostatecznie zagrał jednak dla Legii zdobywając z nią 4 tytuły Mistrza Polski (1955, 1956, 1969, 1970) oraz 4 Puchary Polski (1955, 1956, 1964, 1966) oraz 3- krotnie będąc królem strzelców polskiej ligi (1957, 1964, 1965). W 1970 roku osiągnął nawet z Legią półfinał Pucharu Mistrzów Krajowych.
Do dzisiaj jest także najstarszym graczem, który zakończył grę w Legii oraz najstarszym zdobywcą bramki dla Legii w ekstraklasie.
W najlepszym okresie gry dla Legii grał m.in. z Ernestem Polem, liderem klubu 100, zawodników z największą ilością bramek w ekstraklasie. W mistrzowskim sezonie 1955 dla Legii Brychczy strzelił 13 bramek, a Pol 12. Ogólnie dla Legii Brychczy w 452 meczach zdobył 227 bramek.
Brychczy grał także w reprezentacji od 1954 roku, od spotkania z Bułgarią. Później został m.in kapitanem polskiego zespołu na Olimpiadę w Rzymie, tam co prawda nic nie ugraliśmy, ale Brychczy był wyróżniającym się zawodnikiem. Ogółem wystąpił w kadrze 58 razy zdobywając w niej 18 goli.
Interesowały się nim w latach 60 największe kluby świata, z Realem Madryt i Milanem na czele. Aż strach pomyśleć co stałoby się gdyby Brychczy nie był zawodowym oficerem i dostał zielone światło od Legii na transfer zagraniczny. Poprzez to talent Brychczego nigdy tak naprawdę na skalę światową dostrzeżony nie został.
Po zakończeniu kariery piłkarskiej Brychczy został w sztabie szkoleniowym Wojskowych. Od 1972 roku był nawet pierwszym trenerem, a rok później sięgnął z Legią po Puchar Polski. Obecnie Brychczy jest stałym członkiem PZPN-u oraz honorowym trenerem Legii, pomaga wiernie zawsze trenerom Legii, na 77 urodziny Legia sprawiła mu prezent zdobywając pod wodzą Jacka Zielińskiego Puchar Polski.
Mówi o sobie, że jest normalnym człowiekiem, nie chodzi na zakupy z żoną bo go to nudzi, ale sam chętnie wychodzi porozmawiać ze znajomymi, albo zwiedzić ulubione miejsca w Warszawie (m.in. Łazienki). Jest uwielbiany przez kibiców Legii, był i będzie dla nich żywą legendą.